Powoli
odwrócił się, instynktownie bojąc tego, co zobaczy. Nie miał
żadnych podejrzeń, oprócz tych nierealnych, że znalazł go Steve
albo tamten farmer i w wejściu stoją już trzy psy. Szybko
zrozumiał, że to niemożliwe, zdążył się już znacznie oddalić
od ludzi. Nie widział żadnych śladów jego obecności, nawet
ściętego drzewa. To musiało być coś innego.
Starał
się nie wykonywać gwałtownych ruchów, mogły być odebrane jako
atak. Nie wykluczał tego scenariusza, ale wołał wiedzieć
wcześniej, na kogo się rzuca.
Początkowo
ujrzał tylko brązową sierść, później zaczął rozpoznawać
kształty głowy, rozróżnił długi pysk, małe, okrągłe uszy.
Później jego wzrok zsunął się na grube łapy z pięcioma
olbrzymimi pazurami. Przybysz zaczął węszyć, a gdy jego
podejrzenia się potwierdziły, zaryczał
na Demona, otwierając paszczę i opuszczając dolną wargę.
Wstrząsnął głową i minimalnie podniósł się na tylnych łapach,
aby natychmiast opaść na ziemię, ponieważ sklepienie gawry
ograniczało jego ruchy.
Basior
wtargnął do legowiska niedźwiedzia grizzly. Zwierzę było
rozdrażnione, ale jednocześnie rozleniwione. Od pierwszych śniegów
dzieliły ich najwyżej dwa tygodnie, organizm wszystkożercy
przygotowywał się już do zimowego snu, metabolizm spowalniał. Do
tego celu potrzebował bezpiecznego miejsca, w którym prześpi
najzimniejsze miesiące. Jak jednak mógł czuć się bezpiecznie,
jeśli ktokolwiek odważył się wejść do jego schronienia?
Wilk
całym ciałem przywarł do ściany legowiska. Pierwszy raz widział
takie stworzenie. Nie rozumiał, dlaczego przyszło tutaj za nim.
Jeszcze chwilę wcześniej samiec był otępiały i wszelkie
czynności wykonywał automatycznie. Teraz wstąpiła w niego nowa
energia. Być może na arenie uzależnił się od adrenaliny i
potrzebuje ciągłego niebezpieczeństwa, żeby normalnie
funkcjonować?
Atak,
nawet w obronie własnej, nie wchodził w grę. Przeciwnik był o
wiele większy od basiora. Zajmował całe wejście, co
uniemożliwiało również szybko ucieczkę.
„Myśl,
no myśl! Musisz na coś wpaść, jak zawsze.” W
ciągu lat samotności nauczył się mówić sam do siebie. Chęć
komunikacji była zbyt silna, naturalna, więc musiał znaleźć
jakiegoś rozmówcę, który zawsze wysłucha. Wiedział, że to źle
o nim świadczy i śmiał się z siebie, ale za chwilę robił to
samo.
Przesuwał
przerażony wzrok z miejsca na miejsce. Gdy nie znalazł nic, co
mogłoby mu pomóc, zaczął panikować.
Niedźwiedź
powolnym krokiem zaczął wchodzić do środka. Raz nawet zamachnął
się łapą, ale Demon szybko uskoczył. Taki bezpośredni ruch nie
mógł go zaskoczyć. Gdy całe ciało grizzly znalazło się w
gawrze, wilk zauważył, że zostało jeszcze sporo miejsca pod
ścianami. Do wyjścia również miał łatwy dostęp. Odetchnął w
duchu, ale to nie był jeszcze czas na świętowanie. Najpierw
ułożony błyskawicznie plan musiał się udać.
Kiedy
wszystkożerca kolejny raz próbował dosięgnąć go pazurami, Demon
wykorzystał fakt, że przeciwnik musi na chwilę obrócić się w
bok, w tym przypadku w lewo, bo atakował prawą łapą. Wyminął go
właśnie z prawej. Niedźwiedź odwrócił się z powrotem w jego
stronę szybciej niż wilk podejrzewał, ale to wystarczyło, aby
wybiec spod ziemi i ruszyć przed siebie. Usłyszał jeszcze ryk
niedźwiedzia i obejrzał się. Tamten stał całkowicie wyprostowany
na dwóch łapach. Basior oczyma wyobraźni widział siebie przy nim.
Musiałby zadrzeć głowę, żeby spojrzeć grizzly w oczy.
„Jak
śmiałeś przekroczyć granicę?!” –
Nie wiadomo dlaczego krzyki psów z farmy ponownie przypomniały się
samcowi.
„Granica...
Wtedy nie wyczułem ich zapachu, tak samo mogło być przed chwilą.
Jakie «mogło»? Tak było! Sam wpakowałem się w kłopoty! Jak tak
dalej pójdzie, w końcu zginę na własne życzenie” –
myślał, idąc powoli, ponieważ wystarczająco oddalił się od
gawry, przynajmniej tak sądził.
Zastanowił
się głębiej. Przecież w każdej chwili może zrobić coś złego,
popełnić błąd, wejść komuś w drogę. Rozejrzał się ukradkiem
wokół siebie w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów czyjejś
obecności. Początkowo szukał tropów, ale nadal przebywał w lesie
i ziemię pokrywało igliwie. Nie widział połamanych gałęzi
niskich roślin ani pozostawionych na nich kępek sierści. Prawdę
mówiąc jednak, nie wiedział, czego szuka albo co w ogóle mógłby
znaleźć. Podejrzewał za to, że wszystkie tutejsze stworzenia nie
mają problemu, żeby go wypatrzyć. Może obserwowały go przez cały
czas...
Przyspieszył
kroku. Z każdą chwilą biegł szybciej, nawet nie wiedział
dlaczego. Chciał uniknąć spotkania z dzikimi zwierzętami i
pragnął ich poznać. Nie chciał im się narazić, a jednocześnie
chętnie stanąłby przed którymś i zaśmiał mu się w twarz,
ignorując zagrożenie. Chciał być wolny, ale nie chciał być sam.
Ani przez chwilę jednak nie pomyślał, żeby zawrócić.
Mógł
się zatrzymać i czekać, ale co by to dało? Nie po to się tu
znalazł, żeby stać w miejscu. Jeśli ktoś go obserwuje, to
mądrzej jest od niego uciec.
Nie
raz wpadł w gęste krzewy i zaplątał się w nich. Musiał chwilowo
zwolnić, żeby na spokojnie się wydostać, bez szarpania za sierść.
W trakcie jednej z takich sytuacji z jakiejś podziemnej nory wyszła
mysz. Wilk na chwilę zamarł, słysząc szelest i ciche
popiskiwanie, ale zrozumiał, że ma paranoję, gdy zauważył źródło
dźwięku. Nie może się bać gryzonia, który zmieściłby się w
całości w jego pysku. Las zamieszkują nie tylko jego wrogowie, ale
również ofiary. Przez chwilę patrzył na zwierzątko, prosto w
jego czarne i wybałuszone oczy. Widział boki, poruszające się w
zawrotnym tempie, widział, jak węszy. Nagle, bez żadnego
ostrzeżenia, na mysz spadła sowa, zamykając na jej ciele wielkie
szpony, po czym odleciała, równie szybko i równie bezgłośnie.
Jej skrzydła nie wywołały najmniejszego szumu. Przemieszczała się
jak duch.
Po
spokoju basiora nie zostało nawet śladu. Jednym ruchem wyskoczył z
krzaków, zostawiając na nich trochę futra. Nie umiał zapanować
nad sobą, co dodatkowo go denerwowało. Nie uciekł jednak. Podniósł
wzrok na gałęzie drzew. Po chwili odnalazł sowę i spojrzał na
nią hardo. Właśnie połknęła w całości upolowanego gryzonia,
po czym odwróciła głowę o sto osiemdziesiąt stopni, w stronę
basiora. Siedziała na gałęzi tyłem do niego, ale patrzyła mu
prosto w oczy. To było przerażające, ale wilk po raz pierwszy
zamiast zerwać się do ucieczki, przyjrzał się ptakowi z
zaciekawieniem. Działało to również w drugą stronę, skrzydlaty
drapieżnik nie odwracał wzroku od Demona. U samca po chwili
pojawiło się uczucie, które już znał. Przypomniał mu się John
i ten wzajemny szacunek. Teraz było tak samo. Sowa i wilk żyją
obok siebie i nie zagrażają sobie, nie muszą rywalizować. Mogą
za to nawzajem się podziwiać – sowa wilka za siłę, a wilk sowę
za grację lotu.
Ptak
po chwili odwrócił głowę i odleciał. Demon głośno nabrał
powietrza i powoli je wypuścił. Zamknął oczy i przez chwilę
skupił się tylko na sobie.
„Sam
wybrałeś wolność, więc nie możesz nikogo obwiniać. Chyba że
siebie za tchórzostwo. To normalne, do ludzi też musiałeś się
przyzwyczaić. Teraz również ci się uda. Wszystkiego się
nauczysz.”
„Wszystko
pięknie, tylko jak mam to zrobić? Od kogo nauczyć się zupełnie
nowych zasad? Nawet do poprzedniego świata nie umiałem się
wpasować, a żyłem w nim trzy lata.”
„Doświadczenie
zdobędziesz na próbach i błędach...”
„Ale
dlaczego własnych?!”
Jakiś
dźwięk przerwał jego dyskusję z samym sobą. Nie otwierał oczu,
musiał wyostrzyć zmysły, które mu pozostały, żeby mógł na
nich polegać. Usłyszał cichy pisk, ale trwał najwyżej sekundę,
później znowu wróciła względna cisza lasu. Początkowo myślał,
że to tylko kolejna mysz, ale porównał odgłos sprzed chwili i ten
z niedalekiej przeszłości. Bez problemu odkrył różnicę.
Zrozumiał, że tym razem było to raczej skomlenie i dochodziło z
większej odległości. Nadstawił uszu i czekał, czy zjawisko się
powtórzy. Nie minęło wiele czasu. Określił nawet kierunek, z
którego docierał głos nieznanego mu jeszcze zwierzęcia, człowieka
mógł bezsprzecznie wykluczyć.
Odezwała
się w nim dawna ciekawość świata, którą na kilka godzin
zastąpił strach. Nie pasowało mu tamto zachowanie i jak
najszybciej chciał się go wyzbyć. Nadal wątpił, żeby naturalne
środowisko znacznie różniło się od areny. Musiał więc
wykorzystać wszystko, czego się tam nauczył. Pierwszą zasadą
było nieokazywanie strachu ani właściwie żadnych emocji. Zbytnia
pewność siebie była równie niebezpieczna, chociaż razem ze
strachem stanowiły zachowania skrajne. Oba jednak zmniejszały
czujność i mieszały w głowie.
Podążanie
za dźwiękiem było banalnie proste, ponieważ powtarzał się coraz
częściej i nie przemieszczał. Może i basior nie miał żadnego
doświadczenia w tropieniu, ale akurat to potrafił rozpoznać.
W końcu
od celu odgradzało go jedynie powalone drzewo. Jego pień był na
tyle gruby, że przesłaniał wilkowi całe pole widzenia. Demon z
rozpędu wskoczył na kłodę, żeby przyjrzeć się z góry temu...
czemuś.
Z
wrażenia o mało nie spadł na ziemię. Pod nim znajdowały się
trzy rudawe szczenięta wystawiające na zmianę głowy z nory. Co
chwilę któryś odezwał się cienkim głosem. Nastawione uszy,
wąski pysk i brązowa sierść. Tak właśnie wyglądała Hera w
jego pierwszych wspomnieniach. Nawet kolor sierści miała podobny.
Czyżby znalazł legowisko wilków? Ale w takim razie gdzie są
rodzice tych maluchów. One cały czas ich wołają. Dlaczego zostały
same? Czyżby... Czyżby przydarzyło im się to samo, co jemu? Nie
miał siły nawet myśleć, jak długo się łudzą, jak długo
czekają.
Żaden
innym scenariusz nie wchodził dla niego w grę. Widział w tych
młodych siebie. Paradoksalnie on przynajmniej miał ludzi, bez nich
zginąłby z głodu. Ta trójka nie ma nawet tego. Nigdy nie myślał
o Steve'ie jako o wybawcy. O Johnie owszem, ale nie o Steve'ie. Po
raz pierwszy skojarzył te fakty.
Zeskoczył
z pnia i wylądował przed samym nosem szczeniaków. Usłyszał tylko
pisk paniki i już ich nie było, schowali się w najgłębszej
części nory. Wcześniej nie zdawały sobie sprawy z czyjejś
obecności, nie wiedziały, że ktoś ich obserwuje.
– Nie!
Nie chowajcie się! Nie chcę wam nic zrobić, wręcz przeciwnie,
pomóc. Długo jesteście sami? – Tak dawno nie rozmawiał z kimś,
bo wewnętrzne monologi i dialogi się tu nie liczą, że jego głos
brzmiał strasznie. Gdy się usłyszał, nie zdziwił się, że
maluchy mu nie wierzą. – Zachowywałyście się dość głośno.
Przyszedłem z ciekawości. Zobaczyłem, że jesteście sami i kogoś
wołacie, więc chciałem się upewnić, czy wszystko w porządku –
tłumaczył. Tym razem wyszło mu lepiej, ale pozytywnych rezultatów
nadal nie było.
Wiedział,
że nie powinien tego robić, ale nie mógł się powstrzymać. Z
takim legowiskiem, podziemną jamą, kojarzyły mu się jedyne chwile
spędzone z rodziną, matką, tylko wtedy był w pełni bezpieczny.
Wmawiał sobie, że wejdzie tam teraz, żeby zajrzeć do młodych.
Tak naprawdę robił to dla siebie.
Wejście
okazało się dla niego za wąskie. Bez zastanowienia zaczął je
rozkopywać, poszerzać.
– Odsuń
się od moich dzieci!
Demon
przerwał swoją czynność i odwrócił się w stronę, z której
dochodziło ostrzeżenie. Z ciemności wyłoniła się samica podobna
do wilka. Basior postawił uszy z zainteresowaniem, ale już po
chwili zdał sobie sprawę z pomyłki. Zwierzę stojące przed nim
było dużo mniejsze i drobniejsze, pysk miało węższy od wilczego
i ostrzej zakończony, tak samo jak uszy, które zwężały się ku
górze znacznie bardziej niż jego własne.
– Nie
jesteś wilkiem – odpowiedział basior i cofnął się kilka kroków
w głąb lasu, nie tracąc przybysza z oczu.
– To, że
jestem kojotem, nie znaczy, że możesz próbować zabić moje młode!
– odwarknęła, odczytując słowa i zachowanie samca jako groźbę.
Tuż za
nią zaświeciła się kolejna para oczu, odbijając światło
księżyca. Demon mógłby bez problemu pokonać przybyszów, ale
zamiast tego oddalił się jeszcze bardziej. Nie przestraszył się
kojotów, chociaż nie wiedział, ile jeszcze może się ich kryć za
drzewami. Chciał po prostu odejść w spokoju, nie pakując się w
kolejne kłopoty. Zdał sobie sprawę, że łatwiej walczyć o nowe
życie niż żyć zgodnie z jego zasadami.
„A
co jeśli ja nie umiem się dostosować? Może jestem za bardzo
ograniczony, żeby dopasować się do tego świata? Jak mogłem w
ogóle pomyśleć, że tak po prostu sobie ucieknę i wszystko samo
się ułoży, a ja okażę się mistrzem przetrwania? I to jeszcze
bez węchu, co dwa razy o mało mnie nie zabiło. Tak wiele pytań,
na które nigdy nikt mi nie odpowie.”
Tym razem
kierował się w stronę gór. Bez żadnego powodu, po prostu szedł
w przypadkowym kierunku, pamiętając jednak, że nigdy nie zawróci.
Podświadomie obiecał to sobie na samym początku tej wędrówki.
Nie żeby zbliżał się do jej końca, wręcz przeciwnie. Nie miał
konkretnego celu, więc pomimo tego, że ciągle się przemieszczał,
równie dobrze mógł stać w miejscu.
Dopiero
kiedy przez nieuwagę wpadł w gęste zarośla, zorientował się, że
szedł ze spuszczoną głową oraz wzrokiem utkwionym w ziemię i
własne łapy. Niechętnie podniósł łeb, ociągając się. Dopiero
teraz uświadomił sobie, jak bardzo jest zmęczony i śpiący. Od
jego ucieczki minęły dwadzieścia cztery godziny, a nie mógł
odpocząć ani przez minutę. Oczywiście chwila, kiedy przewrócił
się podczas ucieczki przed psami i czekał na śmierć, nie liczy
się. Musiał znaleźć jakieś schronienie, wystarczyłby mu mały
plac osłonięty gęstą roślinnością. Mogły to być nawet same
gołe gałęzie, ale dałoby mu to choć minimalne poczucie
bezpieczeństwa.
Spędził
jeszcze chwilę na szukaniu takiego miejsca. Poszczęściło mu się
jednak bardziej niż oczekiwał. Jako że wszedł na wyżej położony
teren, krajobraz wzbogaciły pojedyncze skały, strome choć niskie
zbocza. Pod jednym z nich znajdowała się pusta przestrzeń. Była
to mała jaskinia, jeżeli można to tak nazwać. W środku
zmieściłby się dorosły wilk i nikt więcej, chyba że mysz.
Demonowi jednak to odpowiadało.
Tym razem
wolał sprawdzić, czy w środku nocy przed legowiskiem nie stanie
jego prawowity właściciel. Rozglądał się w poszukiwaniu śladów
przy wejściu, ale nic nie znalazł. Nie wiedział, że mógł je
zmyć deszcz. Tym razem miał jednak szczęście i natura nic przed
nim nie ukryła.
Powieki
same mu opadały, ale bał się zasnąć. Ułożył się tak, żeby
móc jednym spojrzeniem objąć las rozciągający się przed grotą.
Co chwilę otwierał szeroko oczy i rozglądał się po okolicy.
Myśląc o
przeszłości i porównując ją z obecnym położeniem, odpłynął.
Nawet nie zauważył kiedy. Nie był to jednak spokojny sen
pozwalający w pełni wypocząć.
Obudził
się z przeświadczeniem, że śnił mu się koszmar, ale za nic w
świecie nie mógł sobie go przypomnieć. Jeszcze dziwniejsze było
to, że przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje. Później
pojawiła się myśl, że jest w domu, chociaż żaden szczegół
otoczenia nie utwierdzał go w tym przekonaniu.
–
Wstałeś już? – usłyszał,
chociaż nie widział nikogo obok siebie. Dopiero wtedy dotarło do
niego, że znajduje się pod ziemią, w norze.
–
Tak, mamo. – Mamo? Dlaczego
powiedział „mamo”? Wyszło mu to tak naturalnie. Nawet nie
zdążył się zastanowić nad tym, co mówi.
–
No to chodź tu do nas,
czekamy tylko na ciebie.
Spokojnie
wstał i wyszedł z legowiska. Chciał wręcz pobiec, natychmiast
znaleźć się przy matce, wtulić się w jej sierść jak w
dzieciństwie. Nie mógł jednak wpłynąć na swoje ciało, nie
potrafił tego zrozumieć.
W
ostatnich promieniach słońca zobaczył brązową waderę z czarnymi
kępkami sierści. Gdyby jeszcze spojrzał jej prosto w oczy, mógł
je znowu zobaczyć... Niestety nie mógł skupić wzroku na pysku
samicy, błądził gdzieś wokół.
Dopiero
po chwili zauważył, że obok niego znajduje się także Hera. Nie
mógł sobie przypomnieć, dlaczego tak bardzo dziwi go jej obecność.
Przez chwilę badawczo przyglądał się siostrze, ale po chwili
uśmiechnął się do niej gdyby nigdy nic.
–
Udało Ci się uciec od
Steve'a i Johna? – ponownie zaczęła dorosła wilczyca.
–
Tak, ale... Skąd to wiesz?
–
Jak to skąd? Przecież Hera
też tam była.
–
A gdzie tata i reszta? –
zapytał zdezorientowany, chcąc zmienić temat, a przy okazji zebrać
jak najwięcej informacji.
–
Mówiłam ci, że idą
polować.
–
Dlaczego nie mogliśmy pójść
wszyscy razem? Przecież to nie ma sensu.
–
Skoro jesteś taki odważny,
chodź.
Młodsza
wadera odezwała się do Demona, po raz pierwszy zresztą, a chwilę
później wszystko się zmieniło. Cała trójka nie znajdowała się
już przed norą. Było ciemno, jakby słońce zaszło w sekundę. W
sumie to zarówno matka jak i siostra zniknęły mu z oczu, a jego
ciało oplatał drut kolczasty. Nie mógł się ruszyć ani nawet
odwrócić. Nie miał wyboru, musiał patrzeć na scenę, która
rozgrywała się przed nim.
Najpierw
usłyszał tylko warczenie. Później odpowiedziało mu inne,
głośniejsze. Dźwięki następowały po sobie, coraz bardziej
zbliżając do unieruchomionego wilka. W końcu właściciele głosów
znaleźli się w polu widzenia basiora. Po lewej szły psy.
Przeróżne, od pitbuli po owczarki. Po drugiej stronie ustawiła się
wataha z czarnym przywódcą na czele. Dopiero bo chwili Demon
zrozumiał, że to jego rodzina.
Grupy
starły się ze sobą. Błysnęły kły, rozległy się piski.
Potrafił sobie doskonale wyobrazić, co się tam dzieje. Mimo że
chciał, nie mógł powstrzymać obrazu tworzonego przez wyobraźnię.
Zamykanie oczu tylko go potęgowało. Pod powiekami, nawet przy
mruganiu, widział strzępki scen. Dlaczego walki psów ciągną się
za nim nawet na wolności? Dlaczego musi znać ten świat od
podszewki, z takimi szczegółami... Nigdy o to nie prosił.
–
Nie zamykaj oczu, no patrz!
Przecież jesteś mistrzem, tylu przeciwników zabiłeś. Czym dla
ciebie jest jakaś kolejna bitwa, w której nawet nie bierzesz
udziału. Poleż sobie, pooglądaj, może się czegoś nauczysz?
Wilk
zamarł, gdy usłyszał ten głos. Nawet nie musiał się obracać,
żeby wiedzieć kto mówi. Zresztą nawet gdyby drut nie blokował
jego ruchów i mógłby spojrzeć w oczy przybysza, nie zrobiłby
tego. Już nigdy nie chciał patrzeć w te puste oczy Białego Kła,
przywodzące na myśl szaleństwo.
–
Jak tutaj trafiłeś? Szedłeś
za mną cały czas? Oni też tu są? – zapytał z przerażeniem.
–
Jesteśmy nierozłączni,
tacy sami, skazani na siebie nawzajem. Może powiesz, że się mylę?
–
Bo się mylisz! Ile razy mam
powtarzać, że nie jestem taki jak ty, mam sumienie i jakiekolwiek
uczucia, na dodatek nie są one sadystyczne. Uciekłem właśnie
dlatego, żeby ich nie stracić! – Fragmenty ogrodzenia zaczęły
wbijać mu się w skórę, kiedy zaczął szarpać się z nerwów. –
Nie słucham cię! Ciebie tu nie ma, nigdy mnie nie znajdziesz... To
nie dzieje się naprawdę!
Zerwał
się na równe nogi. Drut kolczasty zniknął, Biały Kieł również,
nawet walczące ze sobą psy i wilki.
Obudził
się i wstał nagle. Tym razem nie spał, w czym utwierdził go jak
najbardziej realny ból, wywołany uderzeniem głową i plecami w
sklepienie jaskini. Oddychał ciężko, serce mu waliło, źrenice
rozszerzyły się pod wpływem adrenaliny. Przez chwilę patrzył
tępo przed siebie. Świadomość, że to był tylko sen, dotarła do
niego z opóźnieniem. Dopiero wtedy wszystko zrozumiał...
Zrozumiał,
dlaczego jego matka żyła. Zrozumiał, dlaczego żyła Hera.
Zrozumiał nawet, dlaczego nie mógł zobaczyć ojca i rodzeństwa.
Tamta rzeczywistość została stworzona ze strzępków jego
wspomnień, a pamiętał jedynie siostrę i mglisty obraz mamy. Nie
mógł skupić się na szczegółach, bo jego umysł nie umiał ich
stworzyć.
Wątek Kła
był zupełnie inny... Uosabiał to, czego Demon od zawsze się bał
– że gdzieś w głębi niego czai się prawdziwy, brutalny,
bezwzględny morderca. Kilka sytuacji pozwoliło mu tak sądzić i od
tamtej pory nie mógł pozbyć się jednej natrętnej myśli, a
jednocześnie nigdy się do niej nie przyznawał, nawet przed sobą.
W końcu Biały Kieł wypowiedział ją na głos i dopiero dzięki
temu basior zrozumiał, jak bardzo jest absurdalna.
„Nikt
mi nie wmówi, kim tak naprawdę jestem! Nawet ja sam. Zamiast
skupiać się na tym jak żyć, powinienem po prostu żyć.”
Spuścił
głowę i westchnął, po czym wyszedł ze schronienia. Wokół
panowała zupełna cisza. Wiatr przejmował chłodem, czuć było, że
temperatura niedługo znacznie się obniży. Należałoby jakoś o
tym pomyśleć, przecież śnieg wszystko utrudni. Nie tym razem.
Demon
usiadł przed jaskinią. Do linii drzew miał kilkanaście metrów, w
związku z czym nad nim rozpościerał się fragment czystego nieba.
Spojrzał w górę. Przez chwilę ten widok nie wzbudził w basiorze
większych emocji, ale zaraz przypomniał sobie, że właśnie dla
takich chwil uciekł. Nie widział księżyca właściwie przez całe
życie. Nawet w dzieciństwie mężczyźni nie wyprowadzali go w nocy
z domu, a po zamknięciu w kojcu nie było już mowy o jakichkolwiek
spacerach. Wreszcie wywalczył dla siebie wolność, ale do tej pory
nie miał okazji, żeby się nią nacieszyć. Teraz patrzył w
gwiazdy z błyszczącymi ze szczęścia oczami. Żałował tylko, że
nie ma nikogo, kto mógłby dzielić z nim tę chwilę radości. Hera
nie doczekała nawet jednego momentu, kiedy mogłaby o wszystkim
zapomnieć i po prostu żyć. Jako szczeniaki nie było im źle, ale
wtedy nie widzi się sytuacji tak, jak wygląda naprawdę. Dni są do
siebie podobne, nie zauważa się wyjątkowości każdego z osobna.
„Mama
miała takie szczęście, że nawet umarła, będąc wolną” –
pomyślał, po czym przeraził się własnego punktu widzenia.
Nigdy nie
czuł większej potrzeby, żeby wyć. Zwykle robił to, gdy jazgot
psów okazywał się tak nieznośny, że nie dało się go ignorować.
Nad ciałem Hery była to raczej pieśń żałobna, sposób na
wyrzucenie emocji. W tym momencie zrobił to ponownie. Wyciągnął
pysk w stronę nieba, położył uszy po sobie i zawył. Przeciągle,
długo, samotnie... Instynkt mówił Demonowi, że ktoś powinien mu
w tej czynności towarzyszyć, było to jednak niemożliwe.
Zastanawiał się, czy kiedyś jego sytuacja się zmieni, a może na
zawsze zostanie sam? Nawet jeśli, to już nie będzie się bał, nie
będzie uciekał, tylko będzie się uczył na każdym kroku i
przyjmie konsekwencje własnych błędów.
Jego głos
słychać było z kilku kilometrów, nawet nie zdawał sobie z tego
sprawy. Dotarł do wszystkich okolicznych ptaków, które w jednym
momencie zerwały się do lotu, uciekając z przerażeniem. Dotarł
do buszujących w suchej trawie gryzoni, przerywając im ostatnie
zbieranie zapasów na zimę i zaganiając pod ziemię. Dotarł do
rodziny kojotów, budząc szczeniaki i uświadamiając dorosłych, że
samotny basior jeszcze nie odszedł z ich terytorium. Dotarł nawet
do gawry niedźwiedzia grizzly, ale akurat na tym drapieżniku nie
wywołał większego wrażenia. Wycie niosło się po okolicy przez
kilka minut, burząc spokój wielu zwierząt, a następnie skończyło
się tak szybko jak się zaczęło. Znowu zapanowała względna cisza
natury. Demon zasnął.
_______________
Zacznę od tego, że (zrozumie ten, co czytał Drimer) może i znowu jest niedźwiedź, ale on mi po prostu pasował. Spotkanie z pumą, bo jest to drugi drapieżnik, który mógłby zagrozić wilkowi, zakończyłoby się zupełnie inaczej i bardziej problematycznie.
Dalej... jestem prawie pewna, że niektóre myśli Demona z tego rozdziału już powtórzyły się w poprzednich... Musiałabym przeczytać całość, żeby jakoś je wyeliminować, przerobić, ale i tak planuję korektę po epilogu Przyszłości, więc wtedy się tym zajmę.
Dość ciężko mi się pisało ten rozdział, bo początkowo chciałam, żeby był dłuższy i nie różnił się aż tak długością od poprzednich (3500 słów teraz i 5200 ostatnio to jednak sporo), ale w końcu się poddałam. Nawet zrezygnowałam z jednej sceny w tym rozdziale, bo będzie bardziej pasował do następnego. Do tego doszłam po chwili namysłu :) I tak rozdział nie należy do krótkich, tak mi się zdaje. Nie przeciągałam go sztucznie, a zawiera wszystko to, co chciałam.
W wakacje znowu zacznę publikować regularnie i według planów skończę Przyszłość.
Zacznę od tego, że (zrozumie ten, co czytał Drimer) może i znowu jest niedźwiedź, ale on mi po prostu pasował. Spotkanie z pumą, bo jest to drugi drapieżnik, który mógłby zagrozić wilkowi, zakończyłoby się zupełnie inaczej i bardziej problematycznie.
Dalej... jestem prawie pewna, że niektóre myśli Demona z tego rozdziału już powtórzyły się w poprzednich... Musiałabym przeczytać całość, żeby jakoś je wyeliminować, przerobić, ale i tak planuję korektę po epilogu Przyszłości, więc wtedy się tym zajmę.
Dość ciężko mi się pisało ten rozdział, bo początkowo chciałam, żeby był dłuższy i nie różnił się aż tak długością od poprzednich (3500 słów teraz i 5200 ostatnio to jednak sporo), ale w końcu się poddałam. Nawet zrezygnowałam z jednej sceny w tym rozdziale, bo będzie bardziej pasował do następnego. Do tego doszłam po chwili namysłu :) I tak rozdział nie należy do krótkich, tak mi się zdaje. Nie przeciągałam go sztucznie, a zawiera wszystko to, co chciałam.
W wakacje znowu zacznę publikować regularnie i według planów skończę Przyszłość.
Czująca wakacje w powietrzu
Akti
Akti
Cześć :)
OdpowiedzUsuńAch, pięknie opisane uczucia towarzyszące Demonowi. Jego zagubienie, opanowanie przez sentyment i wspomnienia.
Grizzly. Hue, mogło być niebezpiecznie.
Czyli kojot. Myślałam, że wywiąże się jakiś większy dialog, z drugiej strony nie wydaje mi się, by wilk był gotowy na zawarcie znajomości z kimkolwiek. Dopiero uciekł z niewoli, bo tak trzeba nazwać to przetrzymywanie u Steve'a.
Mam nadzieję, że jego los się odmieni już niebawem.
Czekam na nn ^^
Ściskam! :*
Mogłabym przekazać więcej informacji o tym środowisku i o zwierzętach (np. nazwać od razu po imieniu grizzly i kojota albo krowy bodajże w poprzednim rozdziale), ale wtedy nie byłoby tego zagubienia, które zauważyłaś i które chciałam przekazać.
UsuńGrizzly i w ogóle niedźwiedzie często najpierw straszą, machają łapami, stają na dwóch łapach, a dopiero potem atakują. Mają swoje humory... Zachowania tych zwierząt są ciekawe, ale nie o nich jest historia, żeby dobrze je przedstawić. Chociaż... może jeszcze coś o nich wspomnę, kiedy Demon zacznie się uczyć, co sam zapowiedział ;)
Dość bogaty dialog będzie w następnym rozdziale (taka mała zachęta? ;)) i już nie mogę się doczekać, kiedy będę go pisać! Na szczęście nikt (w tym również ja xD) nie będzie musiał nie wiadomo jak długo na niego czekać :D
I dziękuję za komentarz! <3
Kiedy kolejny rozdział? Już prawie pół roku minęło :P
OdpowiedzUsuńGodzilla