sobota, 3 czerwca 2017

Wytropić przyszłość. Rozdział VII - Szczęście kiedyś się skończy

Nie miał ochoty otwierać oczu i pewnie jeszcze przez jakiś czas by tego nie robił, gdyby nie mroźne powietrze, które wypełniło jego płuca. Natychmiast wstał, panikując, że nie może oddychać. Po kilku sekundach dziwne wrażenie minęło i Demon zauważył, gdzie się znajduje. Od miniaturowej jaskini, gdzie planował spać, dzieliło go kilkanaście metrów. Znaczyło to, że zasnął ze zmęczenia na środku polanki, nawet nie wiedział kiedy. Z początku go to przeraziło, przecież nie był w żaden sposób osłonięty, ale... skoro nic mu się nie stało, a przecież był bezbronny, to może rzeczywiście nie ma się czego bać?
Ogarnij się, Demon. Nie będziesz znowu uciekać przed myszami.”
Do jego uszu dotarł śpiew ptaków. Słońce wstało niedawno, bo nie wzniosło się jeszcze na tyle, żeby wyjrzeć znad koron drzew. Wypoczęty basior zaczął lustrować otoczenie. Z każdą chwilą był coraz bardziej podekscytowany i zachwycony. Nie dość, że pierwsze promienie przedostawały się pomiędzy gałęziami lasu, tworząc piękną grę świateł na trawie, a nawet na sierści wilka, to jeszcze oświetlały szron powstały nocą. Ten mienił się i świecił niczym diamenty. Samiec podszedł do niskiej rośliny i trącił ją nosem. Drobinki lodu posypały się na ziemię małą kaskadą. Demon powtórzył ten krok kilkukrotnie, z coraz większym uśmiechem. Nagle, całkiem spontanicznie, ruszył przed siebie, między drzewa. Nie miał w tym żadnego celu. Pamiętał swoje postanowienie, że będzie po prostu żyć. Może było to lekkomyślne, może było to dziecinne i może nie pasowało dorosłemu basiorowi, ale w tamtym momencie miał to gdzieś. Biegał, skakał i przyglądał się wszystkiemu i wszystkim. Próbował z bliska obejrzeć ptaki pijące ze strumyka, ale odlatywały, jak tylko pojawiał się w ich polu widzenia, zawsze z odległości kilku metrów. W końcu, bez żadnego wysiłku, przeskoczył na drugi brzeg, nawet nie mocząc sobie łap. Całkowicie oddał się temu, o czym marzył, co sobie przez całe życie wyobrażał. Trawa, po której chodził już drugi dzień, teraz stała się dla niego wyjątkowa. Mógł biegać, lecz nie po to, żeby od czegoś uciec. Przewracał się, tarzał, po chwili próbował wyprzedzić wiewiórkę przeskakującą z gałęzi na gałąź.
Demon w końcu wybiegł z lasu na otwartą przestrzeń. Zatrzymał się w pół kroku. Przed sobą miał równinę ciągnącą się do linii gór na horyzoncie. Zdawało mu się, że gdzieś w oddali widzi stado roślinożerców, ale nie dość, że nie umiał ich nazwać, to nie miał pewności, czy nie pomylił kształtu zwierzęcia z czymkolwiek innym. Naturalne środowisko nadal było dla niego zagadką.
W stronę wilka powiał wiatr. Wszystkie inne sprawy odeszły na bok. Basior zamknął oczy i odetchnął głęboko. Uniósł głowę, rozkoszując się chwilą. Powietrze zapewne niosło tyle zapachów. Próbował przypomnieć sobie kilka z przeszłości, ale nie potrafił poczuć ich ponownie. Wspomnienie nie mogło zastąpić prawdziwego odczucia.
Stopniowo zaczęło ogarniać go uczucie, jakby stał tuż za nim, obserwował każdy krok. Czuł jego spojrzenie na plecach. Najpierw tylko podniósł powieki, nie zmieniał pozycji. Wziął kilka głębszych wdechów, przygotowywał się do konfrontacji. Odwrócił się powoli, nadal mając nadzieję, że tylko mu się zdawało.
Nie zauważył go do ostatniej chwili, kiedy spojrzeli sobie w oczy. Demon bez problemu rozpoznał przybysza. Był to kojot, samiec, który stał za partnerką oskarżającą basiora poprzedniego dnia. Wilk zastanawiał się, czy tym razem ich role się odwróciły i to samica ubezpiecza partnera. Powstrzymał się przed jakąkolwiek agresywną reakcją. Na nią nigdy nie jest za późno.
Czyżbym znowu zrobił coś źle? Znowu wszedłem na ich terytorium? Albo zbliżyłem się do nory? Nie, to niemożliwe, zostawiłem je daleko za sobą.”
Cisza pomiędzy drapieżnikami przedłużała się, aż wreszcie to kojot ją przerwał.
Jak dawno odszedłeś?
Skąd? – Demonowi przemknęła przez głowę myśl, że to wyszkolony wysłannik od Steve'a, że o wszystkim wie, ale postanowił grać na zwłokę.
Ze stada, z watahy.
Wilk odetchnął z ulgą, choć z drugiej strony musiał zastanawiać się chwilę nad sensem usłyszanych słów.
To była moja trzecia noc na wolności. Stada nigdy nie miałem.
Przecież to niemożliwe.
Jeśli dwoje mężczyzn zabija ci całą rodzinę, w tym matkę na twoich oczach, zabiera ciebie i siostrę ze sobą, próbuje wyszkolić do walk psów, ale już podczas pierwszego testu Steve stwierdza, że Hera do niczego się nie nadaje, że lepiej zostawić ją na śmierć, której również jesteś świadkiem i słyszysz, jak siostra mówi o rodzicach stojących w drzwiach, mających zabrać ją ze sobą, uwierz mi, to jest możliwe. – Demon mówił coraz szybciej i coraz głośniej, z coraz większą złością. Zapomniał o kojocie, który stał przed nim. Nie zorientował się nawet, że ten podchodzi bliżej i siada z nim bok w bok, zerkając na niego ukradkiem. Gdy w końcu basior przestał, było za późno. Nie mógł już cofnąć zdradzonych informacji. Przecież chciał się odciąć od przeszłości. Nie musiał o niej nikomu mówić, to wyłącznie jego prześladowała. Teraz mógł tylko czekać, jak zostanie potraktowany, jak zostanie oceniony przez pryzmat, który sam sobie stworzył, którego nie musiało być. Gdyby nic nie powiedział, byłby po prostu wilkiem, a nie wychowankiem ludzi, mordercą psów.
Niewiele zrozumiałem z tego, co mówiłeś. Więcej powiedział mi ton twojego głosu. Nie wiem również, dlaczego przyszedłeś do nory nie po to, żeby zabić moje młode, tylko, jak twierdzisz, pomóc im. Jak to możliwe, że mogłem, niezauważony, śledzić cię, odkąd się obudziłeś? Ile masz lat?
Trzy.
Więc z jakiej racji zachowujesz się jak szczeniak we mgle? Opowiedz mi jeszcze raz, na spokojnie, o co w tym wszystkim chodzi?
Dlaczego to robisz, dlaczego chcesz mi bezinteresownie pomóc? – zapytał basior, nie dowierzając.
A kto ci powiedział, że robię to bezinteresownie? – prychnął. – Chcę trzymać wszelkie kłopoty z daleka od mojej rodziny, a czuję, że jakieś się za tobą ciągną. Wolę przygotować się zawczasu. Nie może być tak jak teraz, że łamiesz nawet podstawowe zasady. W ogóle nie umiesz się zachować. Dlatego się tobą interesuję. Dla własnego dobra, a teraz opowiadaj.
Demon właściwie nie miał wyjścia. Nie liczył na pełne zrozumienie ze strony kojota, ale potrzebował kogoś takiego jak on. Kogoś, kto zna tu każdy zakamarek, kto mu wszystko wytłumaczy. W skrócie, ale z kilkoma koniecznymi szczegółami, opisał swoje dotychczasowe życie. Tym razem pamiętał, aby nad sobą panować i być całkowicie spokojny. Nie sądził, aby jego nowy towarzysz miał jakieś złe plany w stosunku do niego. Nawet gdyby, to bardzo szybko by sobie z nim poradził. Wolał jednak zachować dystans, przynajmniej na razie, dopóki nie zaufa drapieżnikowi do końca, o ile jest to w ogóle możliwe.
Te wszystkie blizny i rana na łopatce pochodzą z walk?
Tak – odpowiedział krótko. O najnowszym ugryzieniu właściwie już zapomniał, tym bardziej, że zdążyło się zasklepić. Obrażenia były dla niego czymś codziennym, nauczył się je ignorować.
Muszę zapamiętać, żeby nigdy z tobą nie zadzierać. Umiesz w takim razie walczyć i to dość dobrze, skoro jeszcze żyjesz, a uciekałeś przed nami jakbyś zobaczył pumę.
Pumę? Nie ważne. Nie wiedziałem, ile jeszcze kryje się was w lesie.
Kojoty nie żyją w grupach rodzinnych jak wilki. Co najwyżej współpracujemy dla wspólnych korzyści, kilka par i ich młode. Na tym terytorium jestem tylko ja, moja partnerka i dzieci. Kiedy szczeniaki dorosną, odejdą, wszystkie. Ty naprawdę nic nie wiesz? Nie wiesz nawet, co to puma?
Wilk spuścił głowę i pokręcił nią zrezygnowany.
Nie wiem nawet, gdzie słyszałem nazwę kojot. Dziwię się, że w ogóle was rozpoznałem, połączyłem z gatunkiem. Pewnie John, jeden z moich właścicieli, o was mówił.
Nie masz żadnych właścicieli – natychmiast poprawił basiora mniejszy drapieżnik. – Zapomnij o tym. Nawet w watasze są przywódcy, a nie właściciele. Twoje życie należy tylko do ciebie. – Zamilkł na chwilę, ale wilk się nie odezwał. – Umiesz wrócić do tamtej jaskini, gdzie dzisiaj spałeś? Przyjdę po ciebie jutro o świcie. Być może czegoś cię nauczę. Nic nie obiecuję, muszę się jeszcze zastanowić, czy w ten sposób sobie nie zaszkodzę. Jeśli zabijesz mi całą zwierzynę, będę głodować, a nadchodzi zima.
Z tego co wiem, wilki polują na większe zwierzęta niż wy.
Watahy tak, ty jeden nie. Stracisz tylko energię w pogoni, a nic nie zjesz. Musisz nastawić się na zające i króliki. Niestety, w najbliższym czasie tylko to ci wróżę. Do jutra.
Poczekaj! – natychmiast zaprotestował Demon. – Dlaczego nie możemy zacząć dzisiaj? Najlepiej teraz.
Już ci mówiłem. Mam rodzinę. My też chcemy jeść. Nie mogę wszystkiego zrzucić na Rosę, moją partnerkę.
Pomogę ci w polowaniu. – W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech. – O co ci chodzi?
Ile razy mam powtarzać, że ty nie umiesz polować. Dla ciebie to byłaby zwykła lekcja, którą można powtórzyć, jeśli coś nie wyjdzie. Dla mnie jest to kwestia życia. Do jutra – zakończył dobitnie.
Jeszcze jedno. Nie przewracaj oczami, to zasadnicza sprawa, od której powinniśmy zacząć. Jak masz na imię?
A ty? Ja jestem u siebie. Ty jesteś gościem, a na dodatek masz do mnie interes.
Demon – odparł bez opierania się. A może jednak trochę? Wiedział, co znaczy to słowo. Podejrzewał, że kojot również wie.
Mniejszy drapieżnik wstał i bez słowa ruszył w kierunku doliny, oddalając się od lasu. Basior bał się, że to oznacza koniec ich współpracy.
Lapin. Nazywam się Lapin – sprecyzował po chwili. – Zostajesz tutaj i nie idziesz za mną – dodał, wyprzedzając ruch wilka.
Demon posłuchał. Mimo że nie poszedł za kojotem, przyglądał mu się tak długo jak mógł. Widział, jak zwierzę idzie z nosem przy ziemi, szukając tropu. Westchnął. Będzie musiał sobie jakoś inaczej poradzić.
Lapin bardzo szybko znalazł pierwszą ofiarę. Pognał za nią do lasu, więc basior nie poznał wyniku polowania. Sam jednak zszedł do doliny. Postanowił spróbować swoich sił. Niemożliwe, żeby kompletnie nic nie umiał.
Po raz kolejny stwierdził, że węch jest bardzo ważny. Długo kręcił się bez celu. Nie potrafił nic znaleźć. Coraz bardziej się denerwował i to na siebie samego. Jak ma złapać cokolwiek, jeśli nie umie tropić? Z nerwów popełniał coraz więcej błędów, więc złościł się jeszcze bardziej. Napędzał tylko błędne koło. Albo spłoszył coś w ostatniej chwili, albo minął jednego zająca, a ten wyskoczył nagle z ukrycia i przebiegł tuż przed nim, jakby sobie drwił. Innych rezultatów nie było. Stopniowo zaczął coraz poważniej myśleć o rezygnacji. Przecież jutro Lapin ma zacząć go uczyć, może poczekać. Drugi wewnętrzny głos utwierdzał go w przekonaniu, że musi coś udowodnić.
Zatrzymał się w miejscu. Przeszedł już spory kawałek, linia lasu została daleko za nim. Mimo to dalej nic nie upolował. W końcu nie mógł wytrzymać. Wrzasnął na całe gardło, strasząc ptaki. Poderwały się do lotu wszędzie wokół niego. Nie miał nawet pojęcia, że tyle ich ukryło się w trawie. Miał nauczkę. Był po prostu nieuważny. Kiedy krzyknął, trochę się opanował. W jakiś sposób mu to pomogło. Zamknął oczy i powoli nabrał powietrza.
Inne zmysły. Pamiętaj, że masz inne zmysły...”
Nadstawił uszu. Początkowo słyszał wszystko, własny oddech, szum wiatru, szelest suchej trawy. Stopniowo odsuwał od siebie każdy dźwięk z osobna. W końcu wyodrębnił jeden obiecujący. Lekkie mlaskanie, rzucie, trzask suchych łodyg i to całkiem blisko niego, zaraz po prawej stronie. Obrócił uszy w tamtym kierunku. Przypuszczenia się potwierdziły. Nie wiedział, co tam siedzi, ale z pewnością coś małego i niemożliwie szybkiego.
Otworzył oczy i spojrzał na miejsce ukrycia jego celu. Nie mógł najpierw obrócić się do niego przodem, a później skoczyć. Zwróciłby niepotrzebnie uwagę potencjalnej zdobyczy. Zebrał się w sobie, ugiął łapy, żeby zmagazynować energię, po czym wyskoczył w górę. Obrócił się w powietrzu i spadł przed samym zającem. Może nieco wyleniałym, ale żywym, więc jadalnym. Z drugiej strony, skoro był żywy, mógł uciec i natychmiast z tego skorzystał. Demon jednak nie dał się zaskoczyć, od razu ruszył za ofiarą. Zwierzak faktycznie wystartował w imponującym tempie, ale basior po kilkunastu metrach zauważył, że długouche stworzenie zwalnia. Zaczął robić uniki, biegł zygzakiem, chciał zgubić drapieżnika. Działało to na orły czy sokoły, ale nie na wilka. On nawet nie trudził się, żeby biegać za nim na prawo i lewo, tylko wodził wzrokiem, aby być przygotowanym na ewentualną zmianę kierunku pościgu. Kiedy strategia uników nie zadziałała, ofiara wbiegła w wysoką roślinność. Pech chciał, że drapieżnik i tak był wyższy od zarośli. Z góry doskonale widział, którędy biegnie zając. Okrążył plac wysokiej trawy, pilnując, żeby nie zdradzić swojej pozycji. Cel na chwilę się zatrzymał. Wyglądało to, jakby sprawdzał, czy polowanie nadal twa. Wynik chyba go zadowolił, bo spokojnie pokicał przed siebie, bez pośpiechu, żeby po chwili wyjść na otwartą przestrzeń. Prosto w paszczę Demona.
Uczucie zatapiania zębów w ofierze wywołało w nim sprzeczne emocje. Tak samo było w momencie, kiedy próbował zabić cielaka. Znowu poczuł się jak na arenie, zazwyczaj tylko jedno z dwóch stworzeń mogło opuścić je o własnych siłach, żywe. Mimo to reagował inaczej na fakt, że właśnie niesie w pysku ciało niewielkiego, długouchego zwierzęcia, z którego powoli ucieka ciepło, razem z krwią wyciekającą poza pysk basiora, rozlewającą po języku.
Myśli kotłowały się w jego głowie przez całą podróż do nory Lapina. Kiedy wreszcie stanął nad jej wejściem, bezceremonialnie wypuścił na ziemię ofiarę. Nic się nie zadziało, nikogo tam nie było. Uciekli, żeby nie mógł ich więcej niepokoić? Niemożliwe. Musiał po prostu zaczekać i tak zrobił. Położył się przed legowiskiem, opierając pysk na przednich łapach.
Przez kilka następnych godzin obraz przed norą wyglądał jak zatrzymany film. Nic się nie zmieniało, wilk nawet nie zmienił pozycji. Tylko słońce zdradzało upływający czas. Demon co chwilę skupiał wzrok na przyniesionej przez siebie zdobyczy. Pojawiający się głód próbował nakłonić samca do zjedzenia ofiary, tu i teraz. Za każdym razem się powstrzymywał. Zając był dowodem na to, że jednak nie jest beznadziejnym przypadkiem i można nauczyć go polować. Tylko co będzie, jeśli właśnie przez tego zająca Lapin mu nie pomoże, bo nie będzie tracił energii na kogoś, kto tej pomocy tak naprawdę nie potrzebuje?
Potrzebował jej i to bardzo, nie tylko przy technice polowania. Szczęście kiedyś się skończy, a wyłącznie dzięki niemu nadal żył. W takim przypadku następna niemiła przygoda może być tą ostatnią.
Bezczynność prawie go uśpiła. Nagle zauważył ruch w oddali, co wystarczyło, aby odpędzić sen i znów zacząć myśleć trzeźwo. Najpierw spomiędzy roślin wyłoniła się trójka osobników, które przy poprzednim spotkaniu wziął za bezbronne szczeniaki. Kiedy obok stanęli ich rodzice, zrozumiał swój błąd.
Młode nie były jeszcze w pełni dorosłe, ale wzrostem już prawie dorównały matce. Kiedy przyjrzał się dokładniej, zauważył, że wszystkie są samicami, co dodatkowo tłumaczyło ich mniejszy rozmiar. Ostatnio ocenił ich wiek poprzez własną wielkość. Wtedy jeszcze nie rozumiał, że ma przed sobą zupełnie inny gatunek. Dodatkowo widział tylko pyski samiczek, w jakimś stopniu musiało to zaburzyć jego osąd. Przynajmniej tak próbował tłumaczyć się przed samym sobą.
Niespodziewany gość został natychmiast wykryty. Rosa, bez chwili namysłu, ruszyła na basiora. Chciała złapać go za gardło, wyjątkowo naiwnie. Demon uskoczył w bok. Zareagował instynktownie. Pół życia spędzone na regularnych walkach wyrobiło w nim szereg nawyków, a do ich uaktywnienia wystarczył niewielki impuls. Sierść na jego karku uniosła się, tak samo jak wargi odsłaniające pełny garnitur zębów, dużo większych, niż te u jego przeciwniczki. Powstrzymanie się od zaatakowania samicy, przyduszenia do ziemi i zaciśnięcia zębów na granicy przebicia jej skóry wymagało od niego wiele wysiłku. Ciało zdawało się reagować niezależnie od rozumu. Warczenie obydwu wpatrzonych w siebie stworzeń połączyły się w jedno, przyprawiające o gęsią skórkę.
Mam umowę z twoim partnerem. Odsuń się. Nie szukam kłopotów, więc ich nie prowokuj.
Co ty tu robisz? Miałeś czekać na mnie w jaskini. – Samiec kojota podszedł bliżej, delikatnie odciągając Rosę.
On mówi prawdę? Masz z nim w jakiś sposób współpracować?! – Przywódczyni małej, rodzinnej grupy była zbulwersowana.
To nie będzie w żaden sposób wpływać na nasze życie – zapewniał ją.
Wilkom się nie pomaga – syknęła, po czym skinęła na młode i razem zniknęli w legowisku. – Nie chcę go tu widzieć – dodała na odchodnym.
Nie mówiłeś, że uczenie mnie będzie takim problemem. – Demon już się uspokoił, chociaż co jakiś czas zerkał za siebie, czy przypadkiem Rosa nie planuje ponownie go zaatakować, tym razem od tyłu.
Mówiłem ci za to, że masz tu nie przychodzić. Czy to takie trudne do zrozumienia?
Złapałem zająca. – Wskazał zdobycz leżącą kilka metrów dalej. – Nie jestem wcale taki beznadziejny. Nie będę psuł każdego polowania.
To coś – Lapin stanął nad martwym zwierzęciem i szturchnął je łapą – to sama skóra i kości. Stary, chudy, wyleniały, równie dobrze mógł zejść na zawał, jak tylko cię zobaczył.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Daleko ci do drapieżnika z prawdziwego zdarzenia. Nie pocieszaj się byle ochłapem, bo stać cię na o wiele więcej, nawet w pojedynkę. Sam się zdziwisz, jak wiele potrafisz, mimo wychowania przez ludzi. – Ostatnią część wypowiedział ciszej. Nie chciał, żeby partnerka o tym wiedziała.
Wilk kiwnął głową, miało to mniej więcej znaczyć: „obyś mówił prawdę”. Następnie po prostu odwrócił się i zaczął iść w kierunku jego polany, gdzie spędził ostatnią noc. Nie miał pojęcia, skąd wie, w którą stronę powinien się kierować. Ostatnio uciekał z tego miejsca w popłochu, nie mógł zapamiętać pokonanej drogi, zresztą sporo kluczył, błądził. Mimo to był przekonany, że tym razem dotrze na miejsce bez większych problemów.
Zapomniałeś o czymś – krzyknął Lapin, kiedy Demon zdążył oddalić się o kilka metrów.
Nie rozumiem. – Zatrzymał się. Czyżby nie wiedział o jakimś zwyczaju, znowu popełnił jakiś błąd?
Twoja pierwsza zdobycz. – Kojot rzucił królika pod łapy drugiego mięsożercy. – Dlaczego chcesz ją tu zostawić?
Postępuję zgodnie z twoimi radami – odparł basior. – Stać mnie na coś więcej niż ochłapy.
Głupi! Może nie ma tu wiele mięsa, ale nie rezygnuje się z posiłku. Potrzebujesz sił, żeby polować. Jesteś na wolności za krótko, aby znać prawdziwy głód. Wtedy nie pogardzisz nawet śmierdzącym na kilometr truchłem, będziesz się nim cieszył jak dziecko i rozkoszował każdym kęsem. Zapamiętaj moje słowa. Zresztą, nie zabijasz dla zabawy. Nawet śmierć tego zająca, niezależnie od jego wieku, powinna mieć sens.
Ostatni argument szczególnie przemówił do wilka. Złapał długouche zwierzę w zęby i ponownie ruszył do swojej jaskini. Zaśmiał się w duchu. Nie była ona ani ciepła, ani wygodna, ale poczuł się lepiej, mogąc wrócić do miejsca, gdzie tak szybko poczuł się bezpiecznie.

Najpierw nie mógł zasnąć. Za bardzo ekscytowała go myśl o jutrzejszej lekcji. Radość stopniowo przechodziła w niepewność – a co, jeśli nijak sobie nie poradzi, albo Lapin w ogóle nie przyjdzie? Nie potwierdził tego przy ostatnim spotkaniu, a Rosa mogła przeciągnąć partnera na swoją stronę.
Miotał się tak pomiędzy radością i nadzieją nawet przez sen. Wiedział, że coś mu się śniło i bardzo go to cieszyło. Podświadomość nie zaczęła serwować mu przyjemniejszych obrazów tylko z powodu ucieczki z niewoli. Były chyba nawet jeszcze gorsze. Nadal nie mógł otrząsnąć się po zeszłonocnym koszmarze. Nie wiedział, jak by zareagował, gdyby podobne wizje się powtórzyły.
Wyszedł z groty jeszcze przed świtem, rozglądając się nerwowo. Tym razem szron nie pokrył roślin, ale poranek i tak był dość zimny. Przy każdym wydechu powstawał mały obłoczek pary wodnej. Musiał jakoś się rozgrzać, więc zaczął chodzić po polanie, krążył, zawracał. Co jakiś czas próbował dostrzec pierwsze promienie słońca pomiędzy wysokimi drzewami. To był dla niego wyznacznik czasu. Kojot powinien pojawić się już niedługo...
Wreszcie kątem oka zauważył płową sierść między zaroślami. Bardzo dobrze maskowała się w suchych liściach, które za nic nie chciały jeszcze puścić cienkich gałązek i opaść na ziemię. Basior ucieszył się i podbiegł do przybysza.
Nareszcie jesteś. Już myślałem...
Znowu to samo. Ja wiem, że wilkom nie zagraża wiele zwierząt, tak naprawdę w grę wchodzi wyłącznie człowiek, ale ty jesteś sam, musisz uważać, mieć oczy dookoła głowy! Tym razem też nic nie rozumiesz, prawda? – Patrzył Demonowi prosto w oczy. Tym razem nie było to wyzwanie, lecz sprawdzian pewności siebie. Tego ewidentnie mu nie brakowało, albo była to strategia obronna i czyste oszustwo. – Nie przyszedłem w momencie, kiedy mnie zauważyłeś – zaczął tłumaczyć Lapin. – Obserwowałem cię, jeszcze zanim wstałeś. Rozglądałeś się, a mimo to nie zauważyłeś tego, czego trzeba. Nie słyszałeś mnie, nie czułeś, chociaż wiatr wiał w twoją stronę.
To nie tak. – Zmieszał się. Ponownie największą reakcję wywołało w nim nawiązanie do węchu. Nie planował zdradzać swojej ułomności. Chciał, żeby Lapin nauczył go tego, co trzeba, bez omijania żadnej lekcji. – Przecież czekałem tylko na ciebie, a raczej mi nie zagrażasz. Dlatego nie byłem wyjątkowo czujny.
To jest las, nie arena, gdzie wprowadzają jednego przeciwnika na raz. Jeszcze nie wiesz, ile stworzeń tu żyje. Większość jest dla ciebie niegroźna, ale zbyt pewne siebie zwierzę to martwe zwierzę.
Obszedł powoli siedzącego basiora. Nagle skoczył na niego od tyłu i złapał za skórę na karku, wykorzystując jej nadmiar, jakby trzymał szczeniaka. Wilk zaskowyczał ze strachu, natychmiast zrzucając kojota.
Co to było?! – wrzasnął zdezorientowany Demon.
Myślisz, że obroniłbyś się, gdybyś właśnie spał? Mam dłuższe kły, niż ci się wydaje. Kiedy jesteś sam, nie możesz lekceważyć nikogo, nawet głupiej wiewiórki. – Zaśmiał się pod nosem. Ostatni przykład podał lekko na wyrost. – Siła wilka leży w jego watasze, a ty raczej jej nie masz.
Znowu chwila ciszy i mierzenie się wzrokiem. Później nauczyciel wstał i szybko zniknął między drzewami. Demon nie miał wątpliwości, że ma ruszyć jego śladem.
Szli dość długo, nie odzywając się ani razu. Drapieżnik, pełniący raczej rolę ucznia, starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów otaczającego go krajobrazu, aby móc później wrócić do jaskini.
Co widzisz? – zaczął Lapin, cały czas idąc w sobie tylko znanym kierunku.
Drzewa, krzaki, zarośla... – odparł bez namysłu.
Co słyszysz?
Oprócz wiatru? – Tym razem poświęcił chwilę, aby być pewnym odpowiedzi. – Nic...
A co czujesz?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Kojot wziął to jako kolejne „nic”.
Właśnie depczemy tropy szopa. Najprawdopodobniej poszedł nad strumień, który tak w ogóle powinieneś słyszeć. Przed chwilą minęliśmy norę borsuka. Pewnie przejmę ją w ciągu kilku następnych dni. To, co czuć wokół, to ślady zapachowe świadczące o tym, że jesteśmy na moim terytorium. Zapamiętaj ten zapach. Każde stado, a nawet każdy osobnik pozostawia inny, ale przecież mocz to mocz.
Dlaczego masz przenosić się do tamtej nory? Przecież już macie schronienie.
Wszystko kiedyś się niszczy. W każdym razie łatwiej jest poszerzyć korytarze borsuka, niż wykopać wszystko od zera. Wracając do tego, co nas otacza... Nie zagaduj nie więcej – zganił wilka. – Zauważyłeś, jak wiele ptaków obserwuje nas z gałęzi?
Kojot nie odwrócił wzroku od wydeptanej przez jego regularne patrole ścieżki, ale Demon natychmiast zadarł łeb do góry. Przypomniał sobie sowę, która najpierw tak go przestraszyła, a później zaintrygowała. Pamiętał również jej mniejszych, bardziej płochliwych krewniaków. Ani razu nie udało mu się podejść do nich na satysfakcjonującą odległość.
Wiesz dlaczego teraz zachowują się wyjątkowo cicho? Wyglądamy jak w trakcie polowania, no, przynajmniej ja – odpowiedział sam sobie, nie licząc na wiedzę basiora. – Po zachowaniu ptaków możesz bardzo szybko ocenić, czy w okolicy życie przebiega normalnie, czy pojawiło się coś niepokojącego. Nie usłyszysz ich śpiewu podczas swojego polowania, ale również wtedy, kiedy w okolicy pojawi się groźniejsze stworzenie.
Człowiek? – To było pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Po części masz rację. Tutejsze zwierzęta wyjątkowo rzadko widują ludzi, ja osobiście najwyżej trzy razy, więc ich obecność mogłaby wywołać taką reakcję. Myślałem raczej o pumach, ale nie występują w tym lesie. Nie umiem powiedzieć, gdzie można je znaleźć.
Jak wyglądają? Już o nich wspominałeś, wczoraj, ale nadal nie wiem nic poza nazwą. – Miał nie zadawać zbędnych pytań, lecz chciał przyswoić jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie.
Mogą być twojej wielkości lub jeszcze większe. – Zlustrował wilka wzrokiem, porównując go ze wspomnieniami o kotowatych. – Rudawe, gładkie futro. Mały względem całego ciała i okrągły łeb. Zgrabne, płynne ruchy, zupełnie inne niż u nas. Są bardzo skoczne i zwinne, a pazury wysuwają tylko podczas ataku, przez co są one bardzo ostre. Mogą nimi dotkliwie zranić, nie muszą gryźć. – Zamilkł na chwilę, przyglądając się Demonowi, który poruszał palcami, jakby chciał powtórzyć sztuczkę z łapami kuguarów*. – Żyją samotnie, ale trzymaj się od nich z daleka. Jeśli będziesz sam i jedna z nich stanie ci na drodze, uciekaj.
Basior nie potrzebował konkretnego polecenia. Po prostu, kiedy kojot powiedział już wszystko, co na tę chwilę chciał, wędrówka przez las rozpoczęła się nowo. Co chwilę wskazywał ludzkiemu wychowankowi jakiś szczegół, kępkę sierści roślinożercy na gałęzi, odrapany przez niedźwiedzie pień. Pokazywał w ten sposób uczniowi zupełnie inny świat, swój świat. Do tej pory wilk nie miał do niego dostępu, nie wiedział o wielu sekretach otoczenia, nawet ich nie szukał. Teraz wreszcie znalazł przewodnika gotowego mu wszystko wyjaśnić. Wreszcie zaczął się uczyć.
Zaczęli od najprostszych rzeczy. Przez kilka dni Lapin pokazywał mu inne zwierzęta, od gryzoni, przez duże parzystokopytne jak wapiti, łosie czy bizony, aż po ptaki. O niektórych gatunkach mógł tylko opowiedzieć, ponieważ albo ich przedstawiciele zapadli w sen zimowy, albo nie występowali na jego terytorium. Starał się przekazać Demonowi wszystko, co mogło mu się przydać. Codziennie spędzał z nim kilka godzin mimo ciągłych protestów partnerki. Rosa uważała, że w ten sposób zaniedba rodzinę i wpakuje swoje małe stadko w kłopoty. Próbował jej wytłumaczyć, że właśnie w ten sposób unikną kłopotów. Demon im nie zagrażał, po regularnych spotkaniach z nim był tego pewny. Pomagając mu, chciał poznać wroga, ale on wcale nie był wrogiem.

Co będziemy tu robić? – Basior tym razem znalazł się w miejscu, gdzie niewielki leśny strumyk wpadał do większej rzeki przepływającej przez równinę. Nigdy nie wiedział, gdzie tego dnia zaprowadzi go kojot. Musiał być gotowy na wszystko.
Nauczysz się tropić. Zaczniemy od miejsca, gdzie przychodzą wszystkie potencjalne ofiary. Chodź bliżej, najpierw musisz rozpoznawać ślady.
W błotnistym brzegu odbiły się łapy i racice każdego, kto chciał ugasić pragnienie. Znowu ilość nowych wiadomości początkowo przytłoczyła basiora. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało identycznie, ale jednak nie. Każdy szczegół miał znaczenie – nie tylko wielkość i kształt, również szerokość rozstawienia palców, głębokość pozostawionych tropów. W kompletnej plątaninie szlaków różnych stworzeń Lapin potrafił odnaleźć jedno zwierzę, które było najwolniejsze i najsłabsze, ponieważ zostało ranne.
Skąd to wiesz? – dopytywał basior. Chciał zobaczyć to samo, co jego nauczyciel, zrozumieć wykorzystywane przez niego schematy, wskazówki.
Spójrz. Ten ślad to przednia lewa noga, tu jest prawa – tłumaczył cierpliwie. – Na lewą nie stawała całym ciężarem, wgłębienie jest płytsze. Zresztą można wyczuć krew, a także ropę. Wdało się zakażenie. W takim momencie wkraczają drapieżniki. – Przez chwilę zastanawiał się nad czymś. – Może to odpowiedni moment, będziesz wiedział, jakiego zapachu szukać w przyszłości. – Nachylił się nad śladami wapiti. – Bierzesz głęboki wdech, przytrzymujesz na chwilę, po czym wypuszczasz, tylko najpierw rozszerz nozdrza. Powietrze ucieknie przez boczne szpary w twoim nosie, dzięki czemu nie rozdmuchasz śladu zapachowego na ziemi. – Zademonstrował mu opisaną czynność. – Musisz do tego podejść jak do dźwięków, wyodrębniaj każdą woń z osobna.
Kojot odsunął się, robiąc miejsce Demonowi. Ten podszedł niepewnie, z pochyloną głową i rozbieganym spojrzeniem. Mógł powiedzieć prawdę, miał okazję, a tak zapewnił sobie kolejną kompromitację. Za każdym razem wierzył, że teraz się uda, że coś poczuje, dlatego próbował w nieskończoność, również tym razem. Zamknął oczy, jakby dwa różne zmysły nie mogły działać jednocześnie.
Jeden wdech, spokojny, głęboki, zgodnie ze wszystkimi zaleceniami Lapina. Nic. Drugi, już mniej opanowany, ale nadal niosący nadzieję. Nic. Trzeci, czwarty... dziesiąty, coraz szybsze i bardziej nerwowe, przypominające atak paniki. Nic, ale to już go nie dziwiło.
Nic nie czuję – wycedził przez zęby, wyjątkowo przeciągle. Najwyższy czas się do tego przyznać, przestać udawać, również przed sobą.
Zapach jest wyjątkowo mocny. Odróżnisz to, co trzeba. Wystarczy skupienie, potrafisz to...
Teraz ty nie rozumiesz – przerwał towarzyszowi. Podniósł łeb i spojrzał kojotowi w oczy. Nie będzie się wstydzić i odwracać wzroku lub wbijać go w ziemię. – Ja nie mam węchu.
Od kiedy? – dopytał zdezorientowany.
Od dawna. Dokładnie od jednej z pierwszych walk. Nie wiem, która dokładnie w moim życiu ona była. Poza pojedynczymi przypadkami każde starcie zlewa się w jedno...
To przez jakiś uraz? Zostałeś ranny? – Mniejszy z drapieżników podszedł bliżej, nie przejmując się niszczonymi tropami. Zaczął oglądać basiora, w szczególności jego głowę. Szukał jakiejś dużej, wyraźnej blizny.
Nie. Nie umiem wytłumaczyć, jak to się stało. Po prostu wszedłem na arenę. Zapach krwi jak zwykle otoczył mnie, przyprawiając o zawrót głowy. – Patrzył gdzieś poza kojotem. Ten drugi zrozumiał, że basior nie widzi niczego przed sobą. Pochłonęły go widoki zapisane w pamięci. – Nie chciałem tego czuć już nigdy więcej. Nie chciałem czuć krwi na zawsze kojarzącej mi się z matką. Nie pamiętam już jej głosu, ciepła języka, dotyku. Zamiast tego powraca wspomnienie czerwonych kropel płynących po jej pysku i otwartych oczu, ale nie tych żywych i radosnych, tylko martwych.
Wiesz, że bez węchu będzie ci o wiele trudniej?
Słowa Lapina przywołały go do rzeczywistości. Nie oczekiwał pocieszenia czy zrozumienia. Byli dla siebie przecież zupełnie obcy, łączyła ich jedynie specyficzna umowa. Właściwie to opanowanie i skupienie kojota na przyziemnych sprawach mogło pomóc basiorowi. Musiał jakoś przejść do porządku dziennego nad ciągnącymi się za nim tragediami. Przecież ustalił już, że chce odważnie patrzeć w przyszłość, a nie uciekać, oglądając się w przeszłość.
Już to wiem. Jeśli mimo wszystko jesteś gotowy mnie uczyć, będę starał się dwa razy mocniej. Chciałbym, żebyś pomógł mi wykorzystać maksimum możliwości pozostałych zmysłów. Tylko ty możesz pokazać mi, czego jeszcze o sobie nie wiem.
W takim razie na co czekamy? – odparł po chwili, zabierając ucznia na kolejną lekcję.

* kuguar – inna nazwa pantery płowej; może być również lew górski, pantera z Florydy

_______________

Nie wiem, co myśleć o tym rozdziale... A tak w ogóle to miło tu wrócić po roku, prawie dosłownie. 10.06.2016 opublikowałam tu ostatni rozdział. Ciężko mi uwierzyć, że to już tak długo. Pół tekstu, który macie wyżej, miałam napisane jeszcze w poprzednie wakacje, ale skończyłam go dopiero wczoraj. Tamtem rok pisarsko idzie praktycznie do śmieci. Teraz mam najdłuższe wakacje w życiu i największe oczekiwania co do zagospodarowania tego czasu. Przyszłość chcę publikować raz w miesiącu. Niby rzadko, ale powinno być regularnie i zrobię sobie zapas. Muszę.

Przez tak długą przerwę (coś tam pisałam, ale nie tutaj) możecie poznęcać się nad tym rozdziałem ile wlezie. Na pewno jest na co ponarzekać.

Obiecująca Demonowi, że już na tak długo go nie zostawi
Akti